W niedzielny wieczór, tuż przed godziną 20 czasu miejscowego, w Houston doszło do tragicznego wypadku, w którym turystyczny śmigłowiec uderzył w wieżę radiową w dzielnicy Second Ward.
W wyniku katastrofy zginęły wszystkie cztery osoby znajdujące się na pokładzie, w tym jedno dziecko.
Policja potwierdziła, że mimo rozległego pożaru, który objął obszar dwóch do trzech przecznic, żadne budynki mieszkalne nie zostały uszkodzone.
Tożsamość ani wiek ofiar nie zostały jeszcze ustalone.
Władze Houston poinformowały, że oprócz osób na pokładzie śmigłowca, nikt z okolicznych mieszkańców nie odniósł obrażeń, a poza uszkodzoną wieżą radiową, infrastruktura w pobliżu pozostała nietknięta.
Moment zderzenia został zarejestrowany przez kamerę monitoringu z pobliskiego domu.
Na nagraniu widać, jak śmigłowiec zbliża się do wieży, uderza w nią, a następnie dochodzi do wybuchu.
Udostępnione przez straż pożarną zdjęcia ukazują zniszczoną konstrukcję wieży leżącą na polu niedaleko budynków mieszkalnych.
Burmistrz Houston, John Whitmire, przekazał, że śmigłowiec najprawdopodobniej wystartował z lotniska Ellington, oddalonego o około 27 kilometrów od miejsca katastrofy.
Na ten moment nie jest jednak jasne, jaki był jego cel podróży.
Whitmire podkreślił, że w wyniku zdarzenia niektóre budynki straciły dostęp do prądu, a miasto miało sporo szczęścia, że eksplozja nie była większa, ponieważ w pobliżu znajduje się zbiornik z butanem.
Policja zapowiedziała szeroko zakrojone śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy.
Komendant Noe Diaz zaapelował do mieszkańców, aby unikali kontaktu z wrakiem śmigłowca, jeśli natrafią na jego szczątki.