Płatność gotówką nie zawsze i nie wszędzie.
Od 1 stycznia 2024 r. będzie trudniej płacić gotówką. Pojawią się ograniczenia kwotowe dla konsumentów, a obecne limity dla przedsiębiorców zostaną obniżone. Miały wejść w życie już od przyszłego roku, ale zdecydowano się wydłużyć vacatio legis.
Konsument jest obowiązany do dokonywania płatności za pośrednictwem rachunku płatniczego, jeżeli jednorazowa wartość transakcji z przedsiębiorcą, bez względu na liczbę wynikających z niej płatności, przekracza 20 000 zł lub równowartość tej kwoty, przy czym transakcje w walutach obcych przelicza się na złote według średniego kursu walut obcych ogłaszanego przez Narodowy Bank Polski z ostatniego dnia roboczego poprzedzającego dzień dokonania transakcji
– czytamy w ustawie.
Jak się okazuje, zmiany w płatności gotówką zaplanowane na początek przyszłego roku nie wejdą jeszcze w życie. Ustawa podpisana przez Andrzeja Dudę 15 sierpnia opóźni wprowadzenie przepisu o rok. Mówił o tym wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł podczas czwartkowej konferencji prasowej.
Biznes już kilka lat temu musiał się przyzwyczaić do ograniczeń w płatnościach gotówkowych. Firmy pomiędzy sobą dotychczas w gotówce mogły się rozliczać do kwoty 15 tys. zł. Od 2024 roku się to zmieni i granicą płatności gotówką będzie 8 000 zł.
„Ustanowienie tak niskiego limitu również należy ocenić negatywnie” – uważa ZPP. „To sami właściciele i pracownicy firm powinni decydować o tym, jakie formy zapłaty będą przyjmowane w danym podmiocie. Naturalnym trendem jest rozwój płatności bezgotówkowych, które są coraz popularniejsze i pożądane. Warto wspomnieć o tym, że Polska jest jednym z najbardziej rozwiniętych krajów Europy pod względem korzystania z nowoczesnych technologii przy płatnościach bezgotówkowych” – podał ZPP.
– Rozwiązania ograniczające obrót gotówką między przedsiębiorca a konsumentem tylko do kwoty 20 tys. zł i między przedsiębiorcami tylko do 8 tys. zł nie wejdą w życie 1 stycznia przyszłego roku. To dobra wiadomość dla wszystkich, którzy kochają wolność – mówił w czwartek Marcin Warchoł.
Jego zdaniem podczas kryzysów gospodarczych obywatele potrzebują gotówki w ręku. – Gotówka to również wolność, to bezpieczeństwo obywatela, że może kupić towary i zapłacić za usługi bez konieczności zakładania konta, czy płacenia za kartę płatniczą. Dlatego chronimy przed wykluczeniem wszystkich tych, którzy nie mają kart bankomatowych, nie mają rachunków – przekonywał.
Trzyletni maluch zmarł w nagrzanym samochodzie.
Wydawać by się mogło, że liczba tego typu tragedii jest tak wielka, że rodzice powinni zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa wynikającego z pozostawiania swoich dzieci w nagrzanym aucie. Okazuje się, że tak nie jest, czego dowodzi dramat, który rozegrał się w Turcji.
3-latek miał przed sobą całe życie, ale jedna decyzja jego ojca sprawiła, że nigdy nie będzie miał okazji dorosnąć. Chłopiec zmarł, zamknięty w rozgrzanym samochodzie. Zanim tata zostawił dziecko, stwierdził, że uchylone okna wystarczą.
Mężczyzna przekonuje, że 3-latek był bezpieczny. Zdaniem Sifeddin Malahafji zostawienie syna w zamkniętym samochodzie w czasie upałów nie jest zbrodnią, gdyż… uchylił mu okna i zaparkował w cieniu.
„Kiedy wyszedłem z domu, mój syn pobiegł do mnie z płaczem, bo chciał iść ze mną. Zaparkowałem w cieniu i poszedłem odwiedzić mojego brata w jego miejscu pracy. Potem po prostu nie chciałem budzić syna i zostawiłem trochę otwarte okna” – powiedział 34-latek lokalnym mediom.
Po powrocie mężczyzny do auta – po około 30 minutach – okazało się, że maluch nie daje oznak życia. Wezwane na miejsce służby ratunkowego stwierdzili zgon chłopca.
Jak się okazało, w czasie nieobecności mężczyzny cień się przesunął i słońce zaczęło nagrzewać zaparkowane auto. Temperatura w tym miejscu przekraczała 37 stopni Celsjusza. Mężczyzna oraz rodzina, którą odwiedzał, zgodnie twierdzą, że nieobecność trwała tylko pół godziny.
Rodzice chłopca na razie nie zostali o nic oskarżeni. Po złożeniu zeznań wrócili do domu. Lokalne media donoszą, że Sifeddin bardzo żałuje tego, co zrobił, a kiedy ciało jego syna zwrócono rodzinie, rozpłakał się i upadł na ziemię.
Niech Bóg nie pozwala nikomu odczuwać tego bólu. To bardzo smutna sytuacja. Ojciec idzie do brata. Kiedy wraca po pół godziny, a najpóźniej godzinie, widzi swojego syna leżącego nieruchomo – mówił mediom 34-latek.