NEWSPOL

Syn kierowcy autokaru w Chorwacji przerwał milczenie! Poruszające słowa!

Syn kierowcy polskiego autobusu przerywa milczenie.

Miniona sobota 6 sierpnia zapisała się czarnymi zgłoskami w historii naszego kraju. Nad ranem na trasie autostrady A4, na północ od stolicy Chorwacji – Zagrzebia doszło do tragedii.

Polski autobus turystyczny przewożący pielgrzymów w pewnym momencie zjechał z drogi, po czym z wielką siłą wpadł do rowu i wbił się w betonowy przepust.

Niestety, ale bilans tego incydentu jest porażający. Zginęło w nim 13 osób, a 31 pasażerów zostało rannych. Wszyscy pielgrzymi znajdujący się w pojeździe byli obywatelami Polski. Celem ich podróży było Medjugorie w Bośni. 

Wiele wskazuje na to, że możliwymi przyczynami tragedii było zasłabnięcie, lub zaśnięcie kierowcy. Kilkadziesiąt godzin od wypadku, chorwacka prokuratura poznała wyniki sekcji zwłok 72-letniego kierowcy, który w momencie tragedii znajdował się na kierownicą autobusu.

– 72-letni kierowca, który stracił panowanie nad autobusem, nie był pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających oraz nie cierpiał na ostre choroby – nieoficjalnie ustaliła chorwacka państwowa telewizja HRT.

Kilka dni po tragedii syn kierowcy przerwał milczenie

Syn kierowcy, który zginął w Chorwacji, wioząc polskich pielgrzymów do Medjugorje, wspomina ojca w rozmowie z „Super Expressem”.

Chce mi się płakać. Na pewno tata nie zasnął za kierownicą. Nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej. Może za kilka dni

– wyznał załamany syn kierowcy feralnego autokaru.

Mieszkańcy Płońska są przerażeni tym, co stało się w Chorwacji, bowiem znali doskonale pana Grzegorza. Mężczyzna przez 21 lat był kierowcą w Urzędzie Miasta i woził orkiestrę dętą.

Znałam pana Grzegorza z widzenia. On ten autobus stawiał na naszej ulicy. Był pana postury, uśmiechnięty z niedużym brzuszkiem. Ja ten autobus ciągle mam przed oczami, jak tutaj stoi

– powiedziała jedna z mieszkanek ulicy Armii Krajowej w Płońsku w rozmowie z dziennikarzem „Super Expressu”.

Pan Grzegorz, zmarły 72-latek, przez ponad dwie dekady był kierowcą w urzędzie miasta w Płońsku. – To był zawodowiec. Dobry człowiek. Był u nas kierowcą 21 lat. Zawsze na pierwszym miejscu był u niego stan techniczny pojazdu – mówił „Super Expressowi” Andrzej Pietrasik, burmistrz Płońska.

O samochód miasta, taki ośmioosobowy, dbał tak, że na oryginalnych częściach przejechał ponad milion kilometrów. […] Miał prawo jazdy na tiry, autobusy. Lubił jeździć nocą. Nie wierzę w to, że mógł zasnąć za kierownicą – dodał.

Pan Grzegorz był na emeryturze, ale dorabiał sobie jako kierowca, m.in. wożąc ludzi na pielgrzymki.

Pan Grzegorz miał 72 lata. Chorwacka prokuratura potwierdziła, że to on kierował autokarem w chwili wypadku. Miał zapięte pasy bezpieczeństwa.

Daniel Chmielewski nie żyje.

Bielawianka Bielawa poinformowała o śmierci Daniela Chmielewskiego, który grał we wspomnianym klubie. Okoliczności śmierci 22-latka przybliżył „Super Express”, który ustalił, że młody piłkarz został zaatakowany ostrym narzędziem.

Według ustaleń śledczych do tragedii miało dojść przez przypadek. Morderca… pomylił ofiarę z kimś innym. „Jeszcze niedawno cieszyliśmy się z każdej jego bramki, którą zdobywał w naszych barwach. Dziś niespodziewanie przyszło nam pożegnać jednego z nas” – napisał klub w mediach społecznościowych.

– Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że dziś w nocy odszedł Daniel Chmielewski. Jeszcze całkiem niedawno cieszyliśmy się z każdej jego bramki, którą zdobywał w naszych barwach. Dziś niespodziewanie przyszło nam pożegnać jednego z nas Rodzinie Daniela składamy wyrazy najgłębszego współczucia – poinformowała już w niedzielę drużyna Bielawianka Bielawa.

Do tragicznego zdarzenia doszło 7 sierpnia około godz. 3:00. Piłkarz wraz z  kolegami świętował urodziny jednego z nich. W pewnym momencie podszedł do nich Bartłomiej G.. Mężczyzna poszukiwał osoby, z którą był skonfliktowany. 

– Bartłomiej G. zadał cios maczetą w serce 22-letniemu mężczyźnie, myśląc że to poszukiwany przeciwnik. Ranny mężczyzna osunął się na ziemię. Koledzy próbowali udzielić mu pomocy medycznej, zostało wezwane pogotowie ratunkowe, nie udało się go uratować. Bartłomiej G. ruszył z maczetą dalej szukać kolejnych ofiar – mówił dla portalu Doba.pl prokurator Emil Wojtyra. 



Exit mobile version