Pięć lat temu Wojciech Bojanowski przeżył ogromną osobistą tragedię – stracił dziecko z powodu powikłań związanych z zespołem Edwardsa.
Reporter postanowił ponownie podzielić się swoimi wspomnieniami z tego trudnego czasu.
Historia dziennikarza poruszyła wielu ludzi. W chwili, gdy dowiedział się o ciężkiej diagnozie swojego syna, przebywał daleko od domu.
Jego żona, będąca w czwartym miesiącu ciąży, oczekiwała na niego tysiące kilometrów dalej. „Marta zadzwoniła i powiedziała, że była na badaniach…
Okazało się, że nasze dziecko jest poważnie chore, prawdopodobnie nie urodzi się żywe, ma na wierzchu wnętrzności.
Lekarze mówili, że ta ciąża nie może się zakończyć pomyślnie.
Byłem wtedy na statku, czułem się całkowicie bezsilny” – wspominał w rozmowie z Martyną Wojciechowską.
Lekarze zdiagnozowali wadę genetyczną u dziecka, gdy jego partnerka była w czwartym miesiącu ciąży, co całkowicie zmieniło ich życie.
Bojanowski opowiadał, jak bardzo brakowało mu możliwości bycia przy żonie, kiedy dowiadywała się o chorobie dziecka:
„Nie mogłem zmusić włoskiego rządu ani straży granicznej, żeby pozwolili nam zbliżyć się do brzegu” – wspominał.
Data 1 listopada jest dla Bojanowskiego szczególnie trudna – wtedy odwiedza grób swojego zmarłego synka.
W jednym ze swoich wpisów podzielił się refleksją, że strata ta nie była tylko jego osobistą tragedią, lecz jest doświadczeniem, które dzielą również inni rodzice, choć mówi się o tym niewiele.
„Gdyby brat Janka się urodził, miałby dzisiaj pięć lat. Również nazwaliśmy go Jankiem.
W rozmowach z przyjaciółmi zauważyłem, jak wiele osób zmaga się z podobnym bólem, choć mało się o tym mówi.
Myślę, że trudno zrozumieć taką stratę komuś, kto nie przeżył tego osobiście” – wyznał w poruszającym wpisie.
Na zakończenie dodał, że tego dnia jest myślami z wszystkimi rodzicami, którzy doświadczyli podobnej straty:
„Jestem dziś myślami ze wszystkimi rodzicami dzieci, którym nie było dane przyjść na świat” – napisał dziennikarz.