Polskie środowisko koszykarskie pogrążyło się w żałobie po wiadomości o tragicznej śmierci Zbigniewa Marculewicza, wieloletniego zawodnika klubów ekstraklasy. Miał 46 lat.
W niedzielę, 13 października, o godzinie 14:05, straż pożarna z Sokółki otrzymała zgłoszenie o pożarze domu w miejscowości Nowodziel.
Kiedy strażacy dotarli na miejsce, ogień już całkowicie zajął drewniany budynek oraz dobudowaną część gospodarczą.
Płomienie wydobywały się z częściowo zawalonego dachu oraz przez boczne okna części mieszkalnej.
Na zewnątrz były obecne dwie kobiety, które zdołały opuścić budynek przed przybyciem strażaków.
W kuchni znaleziono nieprzytomnego mężczyznę, którego natychmiast ewakuowano na zewnątrz.
Niestety, lekarz stwierdził jego zgon. Ofiarą okazał się Zbigniew Marculewicz.
Polski Związek Koszykówki potwierdził jego śmierć na swojej stronie internetowej.
„Z ogromnym smutkiem przyjęliśmy wiadomość o tragicznej śmierci Zbigniewa Marculewicza, wieloletniego zawodnika ekstraklasy, który zmarł w wieku 46 lat” – napisano w oficjalnym komunikacie.
Marculewicz grał na poziomie ekstraklasy w drużynach z Białegostoku, Tarnowa oraz Starogardu Gdańskiego. W ciągu 11 sezonów wystąpił w 285 meczach najwyższej klasy rozgrywkowej.
Z Polpharmą awansował do ekstraklasy, a w 2006 roku zagrał w finale Pucharu Polski. W sezonie 2002/2003 został najlepszym blokującym ligi.
Podczas swojej kariery reprezentował także zespoły z Łodzi i Tarnobrzega. Zawodową karierę zakończył w 2010 roku.
Prawdopodobną przyczyną pożaru było zapalenie sadzy w kominie. Pożar rozprzestrzenił się bardzo szybko, a straż pożarna natychmiast przybyła na miejsce.
Zbyszek prawdopodobnie zatruł się czadem i nie zdołał uciec z domu. Kiedy zauważyłem dym wydobywający się z domu sąsiadów, od razu pobiegłem, żeby pomóc.
Niestety, sytuacja szybko się pogarszała.
Zobaczyłem, jak siostra Zbyszka wyprowadza ich matkę, Irenę. Dym był tak gęsty, że nie dało się oddychać ani niczego dostrzec – opowiedział jeden z sąsiadów w rozmowie z portalem bialystok.se.pl.