Sprawca karambolu na S7 nagle zabrał głos! Oto co powiedział

Sprawca tragicznego karambolu na trasie S7 pod Gdańskiem, który przez tydzień milczał po wypadku, wreszcie przerwał ciszę.

Mateusz M., 37-letni właściciel firmy transportowej, w rozmowie z reporterką TVN „Fakty” Renatą Kijowską, opowiedział o swoich wspomnieniach z wieczoru, kiedy doszło do katastrofy.

Po wypadku, mężczyzna początkowo nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.

Dopiero teraz, wyraźnie poruszony, ujawnił swoje przemyślenia i emocje związane z tragicznymi wydarzeniami z 18 października.

Wypadek miał miejsce na remontowanym odcinku drogi ekspresowej S7 w Gdańsku, około godziny 23:00.

W wyniku karambolu, do którego przyczyniło się uderzenie prowadzonego przez Mateusza M. ciężarowego tira, doszło do zderzenia aż 21 pojazdów. Łącznie w wypadku uczestniczyło 56 osób.

Bilans ofiar jest dramatyczny: zginęły cztery osoby, wszystkie były dziećmi.

Ofiary to 7-letni Nikodem, 10-letni Mikołaj, 12-letni Tomek i jego 9-letnia siostra Eliza.

Rodzeństwo pochowano w miniony weekend, a pogrzeb odbył się w atmosferze żałoby i wstrząsu dla lokalnej społeczności.

Mimo powagi zarzutów, jakie ciążyły na Mateuszu M., mężczyzna pozostał na wolności.

Prokuratura wnioskowała o tymczasowy areszt, jednak sąd zdecydował, że oskarżony pozostanie pod nadzorem policyjnym.

Zobowiązano go do codziennego stawiania się w jednostce policji – siedem razy w tygodniu.

Jak przekazał rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, Mariusz Duszyński, decyzja sądu ma na celu zapewnienie, że Mateusz M. pozostanie do dyspozycji organów ścigania i będzie pod ścisłą kontrolą.

Podczas wywiadu dla TVN, Mateusz M. wyraził głęboki żal i mówił o trudnych emocjach, z którymi zmaga się od dnia wypadku.

„Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym cokolwiek innego” – mówił wyraźnie poruszony. Starał się również przypomnieć, co dokładnie się wydarzyło i dlaczego nie podjął próby hamowania.

„Głuchy dźwięk rozbijanych aut, jedno za drugim.

Oczywiście, że nikomu nie chciałem zrobić krzywdy.

Sam przed sobą nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Nie wiem, co się zadziało” – powiedział 37-latek, opisując swoje szokujące przeżycia i niewytłumaczalną chwilę zdarzenia.

W rozmowie z mediami głos zabrała także żona Mateusza M., która wyraziła współczucie dla rodzin ofiar i podkreśliła, jak dramatycznie to zdarzenie wpłynęło na całą ich rodzinę.

„Nasza córka jest w wieku tamtych dzieci i, patrząc na nią, od razu myślimy o nich.

My też jesteśmy rodzicami, którzy pochowali dziecko.

Wiem, że nie ma takich słów, które przyniosą ulgę. Być może kiedyś znajdą w sobie tyle siły, aby spróbować w pewnym sensie nam wybaczyć” – mówiła.

Katastrofa na S7 to jedno z najbardziej wstrząsających zdarzeń drogowych w regionie w ostatnich latach.

Zdaniem specjalistów, przyczyną wypadku mogło być niedostosowanie prędkości do warunków panujących na drodze oraz chwilowa dekoncentracja kierowcy.

Trwa również szczegółowe dochodzenie, mające wyjaśnić, dlaczego Mateusz M. nie zareagował w porę i nie podjął próby hamowania, co mogłoby zminimalizować skutki zderzenia.

Na miejscu wypadku trwały liczne ekspertyzy i badania, które mogą rzucić nowe światło na przebieg tragicznych zdarzeń.

Dla rodzin ofiar ta tragedia pozostawiła niezatarte ślady, a cały region jest pogrążony w żałobie.

Mieszkańcy Gdańska i okolic spontanicznie organizują zbiórki i spotkania upamiętniające zmarłe dzieci.

Tragedia odbiła się szerokim echem, skłaniając do refleksji nad bezpieczeństwem na drogach oraz koniecznością szczególnej ostrożności, zwłaszcza na remontowanych odcinkach dróg.