Życie Erica Claptona uległo drastycznej zmianie w wyniku przejmującej tragedii

Wiele osób słyszało o tym, że 79-letni Eric Clapton poniósł druzgocącą stratę, gdy jego syn, jako mały chłopiec zginął w tragicznym wypadku.

Jednak mało kto wie, że kiedy syn miał 4 latka, Clapton złożył mu pewną obietnicę.

Chłopiec przebywał w Nowym Jorku razem z matką, włoską aktorką Lory Del Santo, gdy niespodziewanie wypadł z okna mieszkania znajdującego się na 53. piętrze wieżowca na Manhattanie.

Pomoc domowa, która właśnie zakończyła sprzątanie, zostawiła uchylone okno. Conor przebiegł w jego pobliżu i wypadł.

„Okno było otwarte. Eric miał przyjechać po Conora” – opowiadała Lory.


„Usłyszałam dźwięk faksu i podeszłam, żeby zobaczyć, co przyszło. Dopiero potem poszłam do Conora. Weszłam dosłownie ułamek sekundy za późno. Już nie żył. Gdybym nie zatrzymała się przy faksie, pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej”.

Conor miał niespełna pięć lat, gdy w dramatyczny sposób zakończyło się jego krótkie życie.

Eric Clapton, który przebywał wtedy w innej części Nowego Jorku, natychmiast ruszył na miejsce, gdy tylko dowiedział się, co się wydarzyło.

„Kiedy przekazałam Ericowi wiadomość, jakby na moment zamarł. Nie powiedział ani słowa. Był jak sparaliżowany. Wszystko wydawało się nierealne. W chwili śmierci Conora, coś pękło też między nami” – wspominała Lory.

Choć w tamtym czasie Eric i Lory nie byli już parą, planowali wspólnie spędzić Wielkanoc. Lory miała pełną opiekę nad synem i razem z nim przyleciała do Nowego Jorku na zaproszenie Claptona.

19 marca, czyli dzień przed tragedią, Eric zabrał Conora do cyrku na Long Island – był to ich pierwszy wspólny dzień spędzony od początku do końca razem.

Z entuzjazmem kupił bilety, podekscytowany wizją wspólnego popołudnia z synem. Nie wiedział, że będzie to ich ostatni wspólny dzień.
„To popołudnie uświadomiło mu, co przez te lata tracił” – napisał biograf Philip Norman w książce Slowhand: The Life and Music of Eric Clapton.

Po powrocie z cyrku, rozemocjonowany Conor opowiadał matce o klaunach i słoniach. Wtedy Clapton powiedział Lory, że chce wreszcie w pełni zaangażować się w bycie ojcem.

Miał nawet nadzieję, że uda się sprowadzić Lory i Conora do Londynu, by mieszkali razem z nim. Plany na następny dzień obejmowały wizytę w Bronx Zoo i wspólny lunch w jednej z pobliskich włoskich restauracji.

W dzień tragedii, gdy Lory szykowała się, a jej synek biegał szczęśliwy po mieszkaniu, stało się coś, co na zawsze zmieniło życie całej rodziny.

Po wszystkim Eric Clapton zniknął z życia publicznego.

W pierwszych, bolesnych dniach po śmierci syna przewiózł jego ciało do Anglii. W otoczeniu bliskich i Lory przygotowywał pogrzeb.

Conor został pochowany w rodzinnej miejscowości Erica – Ripley, w hrabstwie Surrey.

To niewielka wieś na południowy zachód od Londynu, w której muzyk dorastał i z którą czuł silną więź.

Po pogrzebie, pogrążony w rozpaczy Clapton udał się na Antiguę.

Wynajął niewielki domek, gdzie spędził niemal cały rok, żyjąc w samotności i z dala od świata. Rzadko z kim rozmawiał, a ratunku szukał w muzyce.

„Miałem ze sobą małą gitarę hiszpańską, do której się bardzo przywiązałem.

Zamieszkałem w prostym domku na Antigui, gdzie całe dnie walczyłem z komarami i grałem. Przez prawie rok żyłem w odosobnieniu, próbując jakoś się z tym uporać” – wspominał artysta.

W tym czasie tworzenie muzyki było jego jedynym sposobem na przetrwanie.

Grał i pisał bez przerwy, próbując znaleźć choćby namiastkę ukojenia. „Nie potrafiłem nic innego, tylko grać i pisać.

Przerabiałem te utwory, grałem je bez końca, aż poczułem, że może robię choć mały krok ku uzdrowieniu” – mówił Clapton.

W końcu muzyk przelał swoje emocje w utwór „Tears in Heaven”, który stworzył wspólnie z Willem Jenningsem. Choć pierwotnie piosenka miała znaleźć się na ścieżce dźwiękowej do filmu, stała się jednym z najbardziej poruszających i osobistych dzieł w dorobku Claptona.

Była dla niego formą terapii i sposobem na zachowanie pamięci o ukochanym synu.

Pośród tej wielkiej straty Clapton otrzymał jeszcze coś, co głęboko nim wstrząsnęło – list od Conora. Kilka dni przed wypadkiem chłopiec, z pomocą matki, napisał swój pierwszy list do taty.

Został on wysłany do londyńskiego domu Erica, ale dotarł tam dopiero po śmierci dziecka.

Lory do dziś pamięta ten moment:

„Conor nauczył się wtedy pisać kilka słów i powiedział: ‘Mamusiu, chcę napisać coś tatusiowi. Co mogę napisać?’. Odpowiedziałam: ‘Napisz po prostu: kocham cię’. Tak zrobił, a potem wspólnie wysłaliśmy list”.

„Po pogrzebie byliśmy w Londynie. Eric odebrał pocztę i wśród niej znalazł ten list od Conora. Byłam obok, gdy go otworzył. To chwila, której nigdy nie zapomnę”.