Współpracownice córki Tadeusza Dudy ujawniły jaka była naprawdę

Do dramatycznych wydarzeń doszło 27 czerwca w miejscowości Stara Wieś.
Tego dnia Tadeusz Duda otworzył ogień do członków swojej rodziny.
W wyniku jego działań zginęły dwie osoby – młodzi małżonkowie wychowujący roczne dziecko.
Jedną z ofiar była jego córka, 26-letnia Justyna.
Znajome z byłej pracy wciąż nie mogą pogodzić się z jej śmiercią.
Do tragedii doszło w piątek rano, około godziny 10. Tadeusz Duda miał użyć nielegalnie posiadanej broni i postrzelić swoją teściową.
Następnie przemieścił się do pobliskiego domu, gdzie kontynuował atak.
W wyniku strzałów zginęła jego córka Justyna oraz jej mąż, 31-letni Zbigniew.
Dramat rozegrał się na oczach ich małego dziecka.
Bliska znajoma Justyny w rozmowie z „Faktem” mówiła, że dziewczynka nie rozumie jeszcze, co się stało, ale tęskni za matką, której nie da się nikim zastąpić.
„Takie małe dziecko potrzebuje mamy, jej ciepła i obecności. Ona płacze, bo jej brakuje. To bardzo przykre” – powiedziała.
Po dokonaniu zbrodni Duda porzucił pojazd i uciekł w kierunku lasu.
Od tamtej chwili trwa jego poszukiwanie, do którego zaangażowano setki funkcjonariuszy, psy tropiące, drony oraz policyjny śmigłowiec Black Hawk.
Obszar, na którym prowadzone są działania, jest rozległy i trudny do przeszukania, co utrudnia pracę służbom.
Policja z województwa małopolskiego wystosowała apel do mieszkańców Starej Wsi i okolic, prosząc, by nie podejmowali prób samodzielnego poszukiwania mężczyzny oraz unikali wchodzenia do lasów.
Zaznaczono, że prowadzenie akcji również z powietrza może skutkować pomyłkami – osoby przebywające w terenie mogą zostać błędnie uznane za poszukiwanego, co grozi poważnymi konsekwencjami i dezorganizacją działań.
Zbrodnia, do której doszło pod Limanową, głęboko poruszyła opinię publiczną.
Znajomi i krewni tragicznie zmarłej pary nie kryją żalu po ich śmierci.
Jedna z mieszkanek wsi wspominała w rozmowie z „Faktem”, że małżonkowie byli bardzo zżyci i planowali wspólne życie niedaleko rodziny.
„Ona marzyła o własnym domu, spokojnym życiu. A on to wszystko jej odebrał” – mówiła kobieta.
Jak donosi „Fakt”, Justyna była fryzjerką.
Zaczęła naukę zawodu jeszcze jako nastolatka i zyskała sympatię wielu osób w okolicy, strzygąc całe rodziny w ich domach.
Jej koleżanki z pracy z Limanowej, gdzie szkoliła się w zawodzie, wspominają ją bardzo ciepło.
Jedna z fryzjerek powiedziała, że Justyna zaczynała tam jako uczennica, a z czasem stała się solidną i zaangażowaną fryzjerką.
„Była bardzo sumienna, nigdy nie sprawiała problemów, świetnie się z nią współpracowało” – dodała inna pracownica salonu.