Autokar wypadł z drogi, przebił barierki i wpadł do jeziora! Są ofiary śmiertelne

Świadkowie byli pierwsi na miejscu zdarzenia, natychmiast przystępując do udzielania pomocy poszkodowanym. Wokół rozlegały się dramatyczne krzyki rannych.

Autokar, częściowo zanurzony w lodowatej wodzie jeziora, przebił barierki drogowe i stoczył się z urwiska.

W wyniku wypadku życie straciły co najmniej trzy osoby.

Chaos, panika, przerażenie. Autobus, przewożący 58 pasażerów różnych narodowości, wypadł z trasy i wpadł do jeziora Asvatnet w północno-zachodniej Norwegii.

Tragedia wywołuje pytania o możliwe ofiary wśród Polaków.

Do zdarzenia doszło na drodze E10 w rejonie Hadsel około godziny 13:20. Pojazd kursujący między Narwikiem a Svolvær zjechał z drogi, przebił bariery ochronne i wpadł do wody.

Część autobusu znalazła się pod powierzchnią jeziora.

Pogoda była w tym czasie wyjątkowo trudna. Silna śnieżyca, wiatr osiągający prędkość do 100 km/h, deszcz ze śniegiem i oblodzenie drogi stworzyły skrajnie niebezpieczne warunki.

Według norweskich mediów zginęły co najmniej trzy osoby, a cztery kolejne doznały poważnych obrażeń i znajdują się w stanie krytycznym.

Ratownicy przewieźli do szpitali 20 osób, wykorzystując helikoptery i karetki. Ci, którzy nie potrzebowali natychmiastowej pomocy medycznej, zostali zabrani do pobliskiej szkoły, gdzie uruchomiono sztab kryzysowy.

Autokar stoczył się z wysokiego zbocza, a relacje świadków podkreślają dramatyzm całej sytuacji.

– Widzieliśmy, jak autobus nie mógł skręcić i jechał prosto – opowiadał Tobias Fredriksen w rozmowie z vg.no.

Mężczyzna szybko zareagował, wysiadając z samochodu i biegnąc w kierunku pojazdu, podczas gdy jego żona wzywała pomoc.

Tobias opisywał scenę jako przerażającą – słyszał rozpaczliwe krzyki rannych, a inni kierowcy zatrzymywali się, aby schronić poszkodowanych przed zimnem.

Służby ratunkowe dotarły na miejsce dopiero po 30-45 minutach z powodu trudnych warunków i dużej odległości.

– Wybiliśmy kilka szyb w autobusie, żeby pomóc pasażerom się wydostać – relacjonował Fredriksen.

Inny świadek, Yngvar Gustavsen, także ruszył na pomoc. Na jego oczach z autobusu wyciągnięto kobietę, którą później reanimowano.

– Kiedy zobaczyłem, co się wydarzyło, pomyślałem, że nigdy nie widziałem nic gorszego.

Pojazd był do połowy zanurzony w lodowatej wodzie, a wiatr i lód utrudniały akcję – powiedział lokalnej gazecie Bladet Vesteralen.

W akcji ratunkowej uczestniczyły także dzieci.

– Dzieci w wieku od 10 do 15 lat wydostały się z autobusu. Miały pokaleczone ręce i płakały, ale zostały otoczone opieką przez świadków – mówił Gustavsen.

Do wypadku najprawdopodobniej przyczyniły się trudne warunki pogodowe i silny wiatr, który utrudniał utrzymanie się na nogach.

Służby ratunkowe doceniły wysiłki świadków, którzy jako pierwsi podjęli działania ratunkowe.

– Na miejscu było wiele osób, zanim dotarły służby. Wykonali ogromną i niezwykle ważną pracę – przyznał Lars Nedrevag z HRS Północna Norwegia.

Mimo krytycznej sytuacji lód pod pojazdem okazał się na tyle solidny, że autobus nie zanurzył się głębiej – dodał Nedrevag.

W autobusie podróżowali pasażerowie z ośmiu krajów, w tym Indii, Singapuru, Malezji, Holandii, Francji i Sudanu Południowego. Ambasada Chin w Oslo potwierdziła, że na pokładzie znajdowało się około 20 obywateli Chin, z których żaden nie zginął.

Nie ma informacji, by wśród poszkodowanych znajdowali się Polacy.