Ksiądz zebrał od wiernych kilka milionów i…. nagle zniknął. Szokujące wieści

z ost

Szokujące wieści z miejscowości Sasino poruszyły opinię publiczną w całym kraju.

Jak się okazuje, tamtejszy proboszcz jest podejrzany o wyłudzenie ogromnej sumy pieniędzy – aż 3,5 miliona złotych.

Kiedy przestał oddawać pożyczki, a jego wyjaśnienia przestały przekonywać, zniknął bez śladu.

Prokuratura podjęła działania, rozpoczynając śledztwo.

W niewielkiej pomorskiej wsi przez długi czas panował spokój, aż do momentu, gdy w 2016 roku nowym proboszczem został ks. Krzysztof Sz.

Początkowo nic nie wskazywało na nadchodzące problemy – duchowny aktywnie uczestniczył w renowacjach świątyń i organizował zbiórki, również wśród wiernych.

Parafianie wspominają, że jego kazania przyciągały uwagę, a nawet obecność znanych osób, takich jak Daniel Obajtek, ówczesny szef Energi.

Proboszcz sprawiał wrażenie zaangażowanego i uczciwego.

Z czasem jednak zaczął zwracać się do wiernych z osobistymi prośbami o wsparcie finansowe.

Mieszkańcy wspominają, że mówił o potrzebach parafii – raz były to ławki, innym razem wyjazdy pielgrzymkowe czy zaległości wobec wykonawców prac budowlanych.

Pan Grzegorz, jeden z wiernych, w rozmowie z Onetem przyznał, że razem z żoną wielokrotnie przekazywali księdzu pieniądze.

Tłumaczył się problemami z rozliczeniem dotacji i prosił o pożyczki.

Żona przekazała mu pieniądze raz, potem jeszcze kilka razy. Zawsze zaznaczaliśmy w przelewach, że to były pożyczki.

Z czasem okazało się, że nie byliśmy jedyni – relacjonuje. Według jego słów, wspólnie z innymi osobami przekazali duchownemu około 2,5 mln zł.

Jak twierdzą parafianie, przekazywane kwoty były bardzo zróżnicowane – od kilku tysięcy do znacznie większych sum.

Ostatecznie, jak wynika z dostępnych danych, ksiądz zebrał około 2,5 mln zł od wiernych, a kolejne ponad milion pochodził bezpośrednio z konta parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Sasinie.

Łączna kwota, jaką zebrał duchowny, to 3,5 miliona złotych.

Sytuacja stała się poważna w 2023 roku, kiedy kontakt z proboszczem zaczął się urywać.

Gdy próbowaliśmy odzyskać pieniądze, odwlekał rozmowy, twierdząc, że chwilowo nie ma środków.

W końcu obiecał, że w ciągu kilku dni wszystko zwróci. Zamiast tego, po prostu zniknął – opowiada pan Grzegorz.

Według informacji, duchowny miał zostać przeniesiony do parafii w Gniewie, jednak nigdy się tam nie pojawił.

W wykazie duchowieństwa na stronie diecezji pelplińskiej przy jego nazwisku widnieje obecnie adnotacja, że brak informacji o jego miejscu pobytu.

Dla wielu parafian to dowód, że zostali pozostawieni sami sobie.

Pan Andrzej wyraża rozczarowanie: ufałem mu bez zastrzeżeń, był przecież naszym proboszczem. A on potraktował parafię jak własną firmę – mówi z goryczą.

Chociaż sprawa trafiła do prokuratury i rozpoczęto dochodzenie, zostało ono zawieszone z uwagi na fakt, że podejrzany wciąż jest nieuchwytny, co uniemożliwia prowadzenie dalszych czynności.

W gronie poszkodowanych jest około pięćdziesięciu osób, w tym również sama parafia.

Dla wielu z nich to nie tylko utrata pieniędzy, ale także ogromny zawód i poczucie zdrady.

Zaufanie do Kościoła, budowane latami, zostało mocno nadszarpnięte. Oczekiwania wobec kurii pozostają niezaspokojone.

Dziennikarze Onetu próbowali uzyskać komentarz od ks. Ireneusza Smaglińskiego, rzecznika diecezji pelplińskiej, jednak do tej pory nie doczekali się odpowiedzi.

Brak reakcji ze strony kurii tylko potęguje poczucie osamotnienia wśród wiernych.

Kuria odesłała go daleko, żeby nikt go nie znalazł. Przestał odbierać telefony i nie reagował na wiadomości – komentuje pan Andrzej.

Chociaż sprawa formalnie nie została zamknięta, mieszkańcy Sasina nie tracą nadziei.

Wciąż liczą na to, że duchowny zostanie odnaleziony i odpowie za swoje działania, a także że odpowiedzialność poniosą ci, którzy powinni byli sprawować nad nim nadzór.