Narzeczony zostawił mnie w urzędzie stanu cywilnego bez wyjaśnienia. Po 20 latach dowiedziałam się całej prawdy

Gdy miałam dwadzieścia dwa lata, Maks poprosił mnie o rękę.

Poznaliśmy się na urodzinach wspólnej znajomej. On miał wtedy dwadzieścia pięć lat. Na początku sądziłam, że nasza znajomość nie przerodzi się w nic poważnego, ale życie szybko mnie zaskoczyło.

Następnego dnia Maks czekał na mnie pod domem z bukietem kwiatów w rękach. Od tamtej chwili spotykaliśmy się niemal codziennie, a wieczorne spacery stały się naszą tradycją.

Po trzech miesiącach zaprosił mnie do siebie, gdzie poznałam jego matkę. Sprawiała wrażenie uprzejmej i wykształconej kobiety, ale tego wieczoru Maks wyraźnie był spięty.

Kiedy przyszło do pożegnania, jego matka nie chciała, by odprowadził mnie do domu.
– Tylko odprowadzę ją na chwilę, nic więcej – powiedział.

Gdy szliśmy w stronę mojego domu, zapytałam:
– Twoja mama nie była do mnie przekonana, prawda?
– Dlaczego tak myślisz? Dopiero ją poznałaś. Zawsze bywa poważna.

– Może i tak, ale wyczułam, że coś jej nie odpowiada. Zresztą, ty też zachowywałeś się inaczej niż zwykle.

Maks próbował mnie uspokoić, ale jego tłumaczenia były nieprzekonujące. Po chwili przyznał, że jego matka naciskała, by spotykał się z córką swojej przyjaciółki. On jednak kategorycznie się temu sprzeciwiał, bo twierdził, że mnie kocha.

Choć czułam, że jego matka mnie nie akceptuje, nie przestawałam wierzyć w naszą miłość. Maks z uporem trwał przy swoim, ignorując jej naciski.

Aż pewnego dnia oświadczył mi się. Byłam przeszczęśliwa. Tego dnia wyszłam wcześniej z pracy, by przygotować się na wizytę w urzędzie stanu cywilnego. Stanęłam przed nim ubrana i gotowa, pytając:
– I jak wyglądam?

Na co Maks odpowiedział niepewnie:
– Ty idź, ja zaraz do ciebie dołączę.

Czekałam na niego w urzędzie ponad godzinę, ale się nie zjawił. Próbowałam później do niego dotrzeć, ale bezskutecznie. Zdenerwowana wróciłam do domu i postanowiłam zadzwonić. Telefon odebrała jego matka.

– Maks wyjechał z miasta – powiedziała chłodno. – Spotyka się teraz z kimś innym.

Byłam zdruzgotana. Łzy płynęły mi po policzkach, a w głowie kłębiły się pytania, na które nie znajdowałam odpowiedzi. Przez kolejne pół roku nie miałam od Maksa żadnych wieści.

Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek go spotkam. Minęły dwa lata. Wyszłam za mąż za kolegę z klasy. Spędziliśmy razem dwadzieścia lat. Niestety, pewnego dnia mój mąż zmarł niespodziewanie. Z naszego małżeństwa została mi córka, która była już wówczas na studiach. Nie myślałam o ponownym związku.

Pewnego dnia, gdy odwiedzałam matkę, zobaczyłam Maksa siedzącego na ławce w pobliżu domu. Zawołał mnie, a ja podeszłam. Zaczęliśmy rozmawiać. Było mu trudno dobrać odpowiednie słowa, ale opowiedział mi, jak wyglądało jego życie.

Przyznał, że w dniu, kiedy mieliśmy wziąć ślub, przed domem pojawiła się jego matka. Obawiał się, że zepsuje nam ten wyjątkowy moment, więc postanowił ją odesłać.

Twierdziła jednak, że źle się czuje i prosiła, by z nią został. Nie chciał mnie martwić, więc zdecydował, że zadzwoni do mnie później, ale manipulacje matki sprawiły, że tego nie zrobił.

Następnego dnia czuł się zawstydzony i nie wiedział, jak mnie przeprosić. Wkrótce potem wyjechał w podróż służbową, myśląc, że tak będzie najlepiej.

Ostatecznie matka zmusiła go do ślubu z córką swojej przyjaciółki, choć nie darzył jej uczuciami. Ich małżeństwo rozpadło się po pięciu latach.

Następnie Maks miał jeszcze dwa inne związki, które również zakończyły się niepowodzeniem. Powiedział, że nigdy nie przestał o mnie myśleć ani o szczęściu, które było na wyciągnięcie ręki.

Wysłuchałam go w ciszy, a potem wstałam, by się pożegnać.
– Zaczekaj – powiedział – moja matka wciąż o tobie wspomina. Twierdzi, że tylko z tobą byłem szczęśliwy.

– Życzę jej zdrowia – odpowiedziałam. – I tobie też szczęścia.

Wybaczyłam Maksowi, ale wiedziałam, że nie chcę drugi raz przeżywać tego samego.