Sprzątaczkę poniżano przez 35 lat pracy. Odchodząc na emeryturę napisała list, który podbił internet
List sprzątaczki robi furorę w sieci.
Ludzie masowo udostępniają sobie to co kobieta postanowiła wyznać odchodząc na emeryturę. O co właściwie chodzi?
Julie Cousins, która przez 35 lat pracowała jako sprzątaczka w brytyjskim banku, postanowiła podzielić się swoimi doświadczeniami tuż przed przejściem na emeryturę.
Jej szczere wyznanie zyskało ogromną popularność w sieci. Dlaczego?
Bo opisała lata upokorzeń i braku szacunku ze strony swoich przełożonych oraz udzieliła im cennej rady.
Julie była zawsze punktualna i sumienna, dbając o nienaganną czystość w banku.
Mimo jej zaangażowania, nie otrzymywała zasłużonego szacunku od swoich szefów.
Po 35 latach pracy postanowiła przejść na emeryturę.
Przed odejściem napisała list, w którym otwarcie wyraziła swoje odczucia dotyczące traktowania w pracy.
List Julie Cousins stał się internetowym hitem.
Jej syn udostępnił jego treść na Twitterze, a internauci szybko zaczęli dzielić się tą poruszającą historią.
Julie, jako rzetelna i zorganizowana sprzątaczka, przez lata dbała o czystość banku.
Niestety, jej przełożeni nie traktowali jej z należytym szacunkiem.
Jej list ujawnia gorycz i smutek, które zbierała przez te wszystkie lata.
Napisała: „Wasze zachowanie było podłe i agresywne, ale to świadczy o was, nie o mnie. Mam dla was jedną radę: bądźcie życzliwi. Nie jesteście lepsi od waszej sprzątaczki”.
Komentarze internautów były jednoznacznie pozytywne.
Wszyscy chwalili odwagę Julie i zgadzali się, że jej słowa były potrzebne.
A wy? Jakie macie zdanie na ten temat? Podzielcie się swoimi przemyśleniami w komentarzach!
Tragiczny wypadek w Polsce
Pamiętała jedynie światła nadjeżdżającego samochodu. Powiedziała, że ją oślepiły.
Zderzyła się z jednym autem, a następnie z kolejnym. Prędkościomierz w lexusie wskazywał ogromną prędkość.
W wypadku pod Bielskiem Podlaskim zginęło 3,5-letnie dziecko. Zapadł wyrok w tej sprawie.
W sądzie tłumaczyła, że tego dnia wszystko szło źle.
Miała problemy małżeńskie i obwiniała o nie teściową. Wzięła 3,5-letniego syna i pojechała do rodziny. Wiedziała, że nie powinna prowadzić.
1 lutego 2023 roku 42-letnia kobieta zabrała synka w podróż.
Wsadziła go do lexusa i ruszyła do rodziny. Nigdy tam jednak nie dotarła.
Tego zimowego dnia, w miejscowości Dziecinne pod Bielskiem Podlaskim, doszło do tragicznego wypadku.
Po zderzeniu trzech aut zablokowana została droga krajowa nr 19 w rejonie miejscowości Dziecinne (pow. bielski).
Policja ustaliła, że kierująca lexusem z niewyjaśnionych przyczyn zjechała na przeciwny pas ruchu i zderzyła się z citroenem oraz chryslerem.
– informowała nas chwilę po wypadku mł. asp. Elżbieta Zaborowska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Kobieta najpierw uderzyła bokiem o chryslera, a potem czołowo w citroena.
Siła uderzenia była ogromna.
Strażacy musieli użyć specjalistycznego sprzętu, aby wydostać uwięzionego w wraku kierowcę citroena. Został ciężko ranny. Dwie osoby trafiły do szpitala.
W lexusie znaleziono ciało małego pasażera.
Chłopiec zginął na miejscu.
Matka wyszła z wypadku bez obrażeń.
Później okazało się, że była kompletnie pijana. Miała ponad 2 promile alkoholu we krwi.
42-latka usłyszała zarzut spowodowania śmiertelnego wypadku i ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, będąc w stanie nietrzeźwości.
Świadomie naruszyła zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Była pijana i jechała z nadmierną prędkością.
Biegły ocenił, że jechała co najmniej 140 km/h.
Kobieta tłumaczyła, że czuła się dobrze.
Miała ciężki dzień i wypiła „tylko” cztery piwa.
Nie pamiętała samego wypadku. Pamiętała jedynie światła nadjeżdżającego auta, które ją oślepiły.
Przepraszała za spowodowaną tragedię.
W wypadku poważnie ucierpiał kierowca samochodu, w który uderzył lexus.
Doznał skomplikowanych złamań.
Mężczyzna, który przed wypadkiem uprawiał sport, nie odzyskał pełnej sprawności fizycznej.
Wciąż się leczy i rehabilituje, a powrót do pełnej sprawności jest niepewny.
Nie było wątpliwości co do winy 42-latki.
Oskarżycielem posiłkowym w sprawie był jej mąż, z którym jest w trakcie rozwodu. W chwili tragedii mąż pracował za granicą.
Prokuratura domagała się 8 lat więzienia, dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów, 10 tys. zł nawiązki dla poszkodowanego kierowcy oraz 5 tys. zł na cel społeczny.
Obrona wnioskowała o łagodniejszą karę, zważywszy na fakt, że 42-latka nie była wcześniej karana, przyznała się do winy i nie kwestionowała jej. Groziło jej do 12 lat więzienia.
Proces przebiegł szybko. Sąd Rejonowy w Bielsku Podlaskim uznał ją winną zarzucanego czynu i skazał na sześć i pół roku więzienia.
Orzekł również dożywotni zakaz prowadzenia auta. Wyrok nie jest prawomocny.