Szokujące doniesienia Sądu Najwyższego. Chodzi o protesty wyborcze

z ost

Od chwili, gdy Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła oficjalne wyniki drugiej tury wyborów prezydenckich, do Sądu Najwyższego zaczęły trafiać liczne zgłoszenia wskazujące na nieprawidłowości w procesie głosowania.

W poniedziałek rano pierwsza prezes SN, Małgorzata Manowska, podała liczbę protestów oraz zwróciła uwagę na nietypową cechę, która je łączy.

Odniosła się również do kwestii ewentualnego ponownego przeliczenia głosów.

Minimalna przegrana Rafała Trzaskowskiego wzbudziła duże emocje.

Karol Nawrocki, wspierany przez PiS, uzyskał 50,89 proc. poparcia, czyli 10 606 877 głosów, natomiast kandydat Koalicji Obywatelskiej zebrał 49,11 proc., co daje 10 237 286 głosów.

Różnica pomiędzy nimi wyniosła jedynie 369 591 głosów – tak niewielkiej przewagi jeszcze w historii wyborów prezydenckich w Polsce nie było.

Taki wynik wywołał liczne kontrowersje i doprowadził do masowego składania protestów do Sądu Najwyższego, których liczba ma sięgać dziesiątek tysięcy.

Od dłuższego czasu media donoszą o możliwych nieprawidłowościach w niektórych komisjach wyborczych podczas drugiej tury oraz o związanych z tym skargach, które trafiają do SN.

Jeszcze niedawno informowano o 35 tysiącach wniosków, jednak według aktualnych danych przekazanych przez prezes Manowską, protestów jest znacznie więcej, a wiele z nich ma wspólny wzór.

Według informacji Manowskiej, Sąd Najwyższy otrzymał już ponad 50 tysięcy protestów.

Jak zaznaczyła, liczba ta może jeszcze wzrosnąć, ponieważ wciąż czekają na przesyłki z Poczty Polskiej. Spośród wszystkich zgłoszeń, jedynie kilkaset stanowi odrębne, indywidualne protesty.

Zdecydowana większość to powielone zgłoszenia, określane potocznie jako „giertychówki” – formularze rozpowszechnione przez posła Romana Giertycha.

Dodatkowo kilka tysięcy protestów zostało opartych na wzorze udostępnionym przez pana Wawrykiewicza.

Prezes SN określiła działania posła Giertycha i pana Wawrykiewicza jako nieodpowiedzialne i zarzuciła im, że przez ich inicjatywę pracownicy Sądu Najwyższego musieli poświęcić swój czas wolny na intensywną pracę nad rozpatrywaniem masowych protestów.

Jak podkreśliła, wszyscy pracownicy zgłosili się do pracy dobrowolnie, ale musieli poświęcić weekend na sortowanie i analizowanie nadesłanych dokumentów, zamiast spędzać czas z bliskimi.

Na rozstrzygnięcie wszystkich protestów SN ma 30 dni od momentu ogłoszenia oficjalnych wyników wyborów, czyli termin mija 2 lipca.

Manowska przyznała, że nie da się z całą pewnością stwierdzić, czy uda się zakończyć ten proces na czas, ponieważ – jak ujęła – „nie wiadomo, jakie jeszcze działania mogą zostać podjęte przeciwko SN”.

Dodała, że mogą to być m.in. próby zasypywania sądu nieuzasadnionymi pismami lub inne działania naruszające prawo.

Wśród tysięcy protestów przygotowanych według wzoru posła Giertycha, wiele zawierało błędy – na przykład zamiast danych osobowych osób składających wniosek, wpisano dane samego Giertycha, w tym jego numer PESEL.

W takich przypadkach, jak wyjaśniła prezes SN, protesty obarczone tego typu uchybieniami będą pozostawione bez rozpoznania.

Na pytanie o możliwość przeliczenia wszystkich głosów, Manowska zaznaczyła, że żaden organ ani sąd nie ma prawa zarządzić ponownego liczenia głosów bez uzasadnienia.

Każdy protest jest analizowany w granicach postawionych w nim zarzutów i tylko wtedy można mówić o ewentualnych dalszych krokach.

W odpowiedzi na zarzuty dotyczące tzw. „giertychówek”, poseł Roman Giertych zabrał głos w mediach społecznościowych.

W swoim wpisie podkreślił, że oskarżenia o wpisywanie jego numeru PESEL przez tysiące osób są całkowicie bezpodstawne.

Jak wskazał, jego wzór protestu zawierał na końcu miejsce do wpisania własnych danych, w tym PESEL-u, co – jak twierdzi – było jasno zaznaczone.