Taki prezent od rodziców otrzymał zabójca z UW niedługo przed tragedią

z ost

Kilka dni temu w Audytorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego rozegrała się tragedia, która poruszyła opinię publiczną w całym kraju.

Mieszko R., student tej uczelni, zaatakował pracownicę uniwersytetu, która zginęła na miejscu, oraz poważnie zranił pracownika ochrony.

Dopiero teraz ujawniono, że przed rozpoczęciem studiów 22-latek otrzymał od swoich rodziców bardzo kosztowny upominek.

Dramatyczne wydarzenia miały miejsce wieczorem, po godzinie 18:40, gdy młody mężczyzna wszedł na teren głównego kampusu UW przy Krakowskim Przedmieściu, uzbrojony w siekierę.

Brutalnie zaatakował kobietę pracującą jako portierka, uderzając ją w głowę i tułów. 53-letnia ofiara zmarła na miejscu w wyniku odniesionych obrażeń.

Jeden z ochroniarzy uniwersytetu, próbując powstrzymać napastnika, również został przez niego zaatakowany.

Mężczyzna w ciężkim stanie trafił do szpitala, lecz – jak przekazała prokuratura – jego życiu obecnie nic nie zagraża.

Nie wiadomo, co skłoniło Mieszka R. do tak drastycznego czynu.

Według śledczych w chwili ataku nie był pod wpływem substancji odurzających, ani wcześniej nie przejawiał oznak problemów psychicznych.

Obecnie przebywa w areszcie w Radomiu, gdzie zostanie poddany obserwacji psychiatrycznej.

Ma to pomóc ustalić, czy podczas popełnienia zbrodni był świadomy swoich działań.

– Musimy określić, czy są podstawy do postawienia zarzutów i czy sprawca działał w pełni świadomie.

Dalsze kroki zależą od opinii biegłych – wyjaśnił prokurator Piotr Antoni Skiba w rozmowie z PAP.

Wydarzenie to wstrząsnęło społeczeństwem, wywołując wiele pytań o możliwe powody i to, czy tragedii można było zapobiec.

Tym bardziej że w mediach społecznościowych pojawiły się relacje, według których niektórzy mieli widzieć młodego mężczyznę z siekierą już wcześniej.

Znajomi Mieszka R. opisują go jako osobę wycofaną i nieobecną.

Osoby, które go znały, wspominają, że rzadko nawiązywał kontakty i unikał wspólnego spędzania czasu.

– Nie integrował się z ludźmi, nie chodził na imprezy, był bardzo cichy.

Nie zwierzał się nikomu, choć był inteligentny.

Bywał dziwny, jakby żył we własnym świecie – powiedziała w rozmowie z „Faktem” jedna z osób, która znała podejrzanego.

Również jego sąsiedzi zauważyli, że Mieszko R. prowadził bardzo zamknięty tryb życia i nie utrzymywał kontaktów z innymi mieszkańcami.

– Nie słyszeliśmy, żeby ktokolwiek do niego przychodził. Żadnych hałasów, żadnych spotkań – relacjonowała jedna z sąsiadek.

Zwracała też uwagę, że 22-latek był małomówny i unikał kontaktu wzrokowego, sprawiając wrażenie osoby całkowicie pogrążonej we własnych myślach.

– Mijaliśmy się na klatce, ale nigdy nie powiedział „dzień dobry”.

Sprawiał wrażenie nieobecnego.

Nikt by się nie spodziewał, że taki spokojny chłopak mógłby zrobić coś takiego – dodała kobieta.

Jeśli chodzi o jego życie prywatne, wiadomo, że Mieszko R. pochodzi z Gdyni.

Jego ojciec wykonuje zawód prawnika, a matka pracuje na uczelni jako wykładowczyni.

Po przeprowadzce do Warszawy mieszkał samotnie w apartamencie w Rembertowie, który kupili mu rodzice. Budynek znajduje się niedaleko stacji kolejowej, co ułatwiało mu dojazd na uniwersytet.

Jak ustalił „Fakt”, nie utrzymywał tam bliskich kontaktów towarzyskich i żył raczej w odosobnieniu.