Tusk drwi z Morawieckiego! Chodzi o sytuacje z zatrutą Odrą! Ma racje?
Tusk dogryza Morawieckiemu.
Donald Tusk kąśliwie skomentował ostatnie poczynania ekipy rządzącej ws. skażenia Odry i katastrofy ekologicznej na drugiej najdłuższej rzece w Polsce. „Premier Morawiecki podjął heroiczny bój ze skażeniem Odry. Na Facebooku” – zadrwił we wpisie lider Platformy Obywatelskiej.
„Premier Morawiecki podjął heroiczny bój ze skażeniem Odry. Na Facebooku. Zasłużony urlop, słońce i czysta woda, jak sądzę” – napisał Tusk na Twitterze, sugerując, że Morawiecki nie zajmuje się katastrofą ekologiczną na Odrze, tylko przebywa na wakacjach.
– Kryzys trwa 18 dni, ta zwłoka, jeżeli chodzi o podejmowanie działań przez władze, też trwa blisko 18 dni. My nie zastąpimy tutaj oczywiście rządu, będziemy się wspólnie informować i zastanawiać, co rząd musi zrobić i to będziemy artykułować oraz zastanawiać się, co my możemy zrobić – powiedział Tusk.
— Wydaje się oczywiste, konieczne wprowadzenie stanów nadzwyczajnych, katastrofy naturalnej, przynajmniej w tych czterech województwach zlewni Odry. Nie chodzi o sianie paniki, jak to mówią rządzący, tylko wręcz przeciwnie – o zapewnienie obywateli, mieszkańców, przedsiębiorców, turystów przebywających w tym obszarze, że państwo panuje nad sytuacją i jest gotowe także do pewnych kroków, również finansowych, które zniwelują straty wynikające z tej katastrofy — przekazał w jednej z propozycji Donald Tusk.
– Apeluję do pana prezydenta, premiera i prezesa. Kryzys trwa kilkanaście dni. Wróćcie z wakacji natychmiast i zajmijcie się zarządzaniem kryzysowym – mówił.
Na odpowiedź rządu nie trzeba było długo czekać.
– Premier jest w pracy, pracuje w KPRM. Premier nie jest na urlopie. Donald Tusk mierzy wszystkich swoją miarą i swoim cygarem, które bardzo lubił palić na urlopach i się fotografować, umieszczać w mediach społecznościowych – powiedział Maciej Wąsik w programie „Gość Wydarzeń” w Polsat News, odnosząc się do zarzutów Tuska.
Załoga karetki porzuciła bezdomnego. „Potraktowali go jak śmiecia”
Załoga karetki pogotowia porzuciła 72-letniego mężczyznę na przypadkowej posesji, choć ten miał wskazać ratownikom, gdzie mieszka.
Pod koniec czerwca br. pan Władysław trafił do szpitala wojewódzkiego przy ulicy Lutyckiej w Poznaniu. Gdy 72-letni bezdomny został wypisany z placówki, firma transportowa miała go odwieźć na działkę, gdzie tymczasowo mieszkał. Jednak mężczyzna tam nie dotarł.
Czy załoga karetki należycie zajęła się pacjentem, który trafił pod ich opiekę? Po wypisaniu ze szpitala pan Władysław miał wrócić do domu, jednak został porzucony pod nieznaną mu, przypadkową posesją. – Leżał na betonie, bez niczego, jak worek kartofli – mówi mężczyzna, który go znalazł. Materiał dziennikarzy programu Uwaga! TVN.
W końcu opiekun pana Władysława, zaniepokojony jego nieobecnością na działce, rozpoczął poszukiwania. Okazało się, że 72-latek został porzucony na przypadkowej posesji na poznańskim Morasku. Tam schorowany mężczyzna spędził kilka godzin, leżąc na betonie w upalny dzień.
Leżał na betonie, bez niczego, jak worek kartofli
– mówi reporterom „Uwagi” rozgoryczony mężczyzna, który go znalazł.
– To przypadek, że go dostrzegłem, bo on leżał w głębi czyjegoś podwórka. Tylko dlatego go zobaczyłem, bo miał czerwoną koszulkę – mówi Bernard Baranowski. – Tragicznie to wyglądało, był pozostawiony, a oni nawet nie popatrzyli do góry, do domu czy ktoś tam jest, czy go nie ma. Mieli jednak pecha, że na budynku była kamera. To było narażenie zdrowia i życia – uważa pan Bernard.
Na filmie można zauważyć, że pracownicy firmy transportowej prowadzą kulejącego bezdomnego i „układają go” na piasku.
Położyli go na górce piachu, na prywatnej posesji, gdzie nikogo nie było
– relacjonowali dziennikarze lokalnej stacji.
Konrad Napierała, rzecznik Szpitala Wojewódzkiego w Poznaniu przekonuje, że pacjent powinien zostać zawieziony w miejsce, które wskazano w zleceniu. Natomiast firma transportowa, do której dotarli dziennikarze wydała oświadczenie, z którego wynika, że zlecenie wykonano zgodnie z otrzymanymi ze szpitala danymi.
Zlecenie transportowe zostało wykonane zgodnie z danymi na zleceniu. Co więcej, pracownicy realizujący transport po przyjeździe na wskazany adres upewniali się u pacjenta, czy to jest jego adres zamieszkania, a on to potwierdził.
Sprawę, pod kątem narażenia na utratę zdrowia i życia, bada poznańska prokuratura. – Niestety, nie po raz pierwszy spotykamy się z ludźmi, którzy osoby doświadczające bezdomności traktują inaczej niż innych pacjentów. Wśród osób, które pracują w karetkach pogotowia, jest pewien rodzaj znieczulicy – uważa Ada Porowska z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej.
Sprawa trafiła na policję. Przesłuchano już świadków, zabezpieczono także nagrania z monitoringu. Prokuratura wszczęła postępowanie w związku z narażeniem mężczyzny na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia.