Zaginięcie Beaty Klimek. Mąż rozstał się z partnerką, a ta przestała milczeć

Od kilku miesięcy cała Polska z niepokojem śledzi sprawę tajemniczego zaginięcia Beaty Klimek, które wciąż budzi wiele pytań i kontrowersji.
Postać jej męża nadal pozostaje zagadką, a różnorodne hipotezy dotyczące jej zniknięcia nie przestają się pojawiać w mediach i rozmowach opinii publicznej.
Niedawno głos postanowiła zabrać była partnerka Jana Klimka, ujawniając nieznane dotąd, szokujące szczegóły.
Czy właśnie teraz nastąpi przełom w tym zagmatwanym śledztwie?
Beata Klimek zaginęła w poniedziałkowy poranek, 7 października, a okoliczności tego zdarzenia do dziś nie zostały wyjaśnione.
Po raz ostatni kobieta była widziana o godzinie siódmej rano, kiedy odprowadzała swoje dzieci na autobus szkolny.
Tamtego dnia trójka rodzeństwa, czyli dwóch chłopców w wieku dziewięciu i dwunastu lat oraz ośmioletnia dziewczynka, udała się normalnie do szkoły.
Ich matka, mająca rozpocząć pracę o godzinie ósmej, nigdy jednak nie pojawiła się w miejscu zatrudnienia, a późniejsze ustalenia nie wykazały również, aby powróciła do domu po odwiezieniu dzieci.
Około godziny 8:30 urywa się jakikolwiek ślad po Beacie, ponieważ właśnie wtedy jej telefon został wyłączony i nie udało się go już namierzyć.
Zaginięcie kobiety wywołało duże poruszenie zarówno wśród służb, jak i lokalnej społeczności, a śledczy wciąż starają się odkryć, co tak naprawdę się wydarzyło.
Po jej zniknięciu opiekę nad dziećmi przejęła siostra Beaty razem ze swoim mężem oraz pozostałymi członkami rodziny.
Wiadomo również, że Beata Klimek była w trakcie rozwodu z mężem, który od chwili jej zaginięcia budzi coraz więcej niepokoju i wątpliwości.
Jego wypowiedzi dotyczące zaginionej żony są sprzeczne i niejednoznaczne, a dodatkowo kontrowersje wzbudza także fakt, że jego nowa partnerka w przeszłości została skazana za zabicie swojego pierwszego męża.
Pod koniec 2024 roku dziennikarze „Faktu” dotarli do informacji przekazanych przez osobę współpracującą z nową wybranką Jana Klimka, która twierdziła, że kobieta właśnie w dniu zaginięcia Beaty wzięła nagłe zwolnienie lekarskie.
Zgodnie z jej słowami nie wyglądało to na zbieg okoliczności, zwłaszcza że zwolnienie pojawiło się tuż po tym, jak sprawa zaczęła nabierać rozgłosu.
Wypowiadająca się osoba przyznała, że od tamtego momentu w pracy panuje atmosfera strachu i niepewności.
Pomimo tych wszystkich okoliczności Jan Klimek usiłował w sądzie uzyskać prawo do opieki nad dziećmi.
Jak sam mówił w 2024 roku, czuł się potraktowany niesprawiedliwie przez sąd i nie rozumiał, dlaczego jego wniosek nie został rozpatrzony z należytą uwagą.
Z jego relacji wynikało, że wysłał dokumenty już 9 lub 10 października, lecz odpowiedzi nigdy nie otrzymał, w przeciwieństwie do bratowej Beaty, która niemal natychmiast została ustanowiona tymczasowym opiekunem.
Twierdził również, że nigdy nie postawiono mu żadnych zarzutów ani nie uznano go za podejrzanego, mimo to sąd pozbawił go kontaktu z dziećmi i ograniczył mu prawa rodzicielskie.
Sytuacja uległa dramatycznej zmianie w kwietniu 2024 roku, kiedy to – według relacji programu Uwaga TVN – Jan Klimek został zatrzymany pod zarzutem znęcania się nad własnymi dziećmi.
Pomimo tych oskarżeń sam zainteresowany stanowczo utrzymywał, że jest niewinny i nie dopuścił się żadnych przestępstw.
W rozmowie z dziennikarzami podkreślał, że dzieci zostały zabrane z rodziny, w której dochodziło do przemocy, lecz nie był w stanie jednoznacznie wskazać, kto był sprawcą.
W czerwcu tego samego roku Prokuratura Rejonowa w Łobzie zakończyła postępowanie wobec Jana Klimka, który podejrzewany był o stosowanie przemocy fizycznej oraz psychicznej wobec swoich dzieci.
Cała sprawa wzbudziła duże emocje, szczególnie w lokalnej społeczności, gdzie informacje o postawionych zarzutach wywołały niemałe poruszenie.
Reporterka programu „Uwaga!”, Edyta Krześniak, poinformowała jednak, że śledczy po szczegółowej analizie materiału dowodowego nie potwierdzili żadnych zarzutów wobec mężczyzny.
Właśnie teraz głos postanowiła zabrać kobieta, która do niedawna była związana z Janem Klimkiem i dopiero niedawno zakończyła ten burzliwy związek.
W wywiadzie dla internetowego Kanału Kryminalnego Ekstra opowiedziała, co wydarzyło się feralnego dnia zniknięcia Beaty Klimek, przedstawiając swoją wersję tamtego poranka i popołudnia.
Zgodnie z jej słowami miała wtedy wolne od pracy i przebywała w swoim domu w Łobzie.
Jan Klimek – jak twierdzi – rano udał się do pracy, lecz już około godziny 9:20 wrócił po nią, aby wspólnie udać się do banku i załatwić sprawy związane z zajęciem komorniczym konta.
Po zakończeniu formalności oboje udali się do miejscowości Poradz, gdzie dotarli około 10:30, a o zaginięciu Beaty dowiedzieli się dopiero po trzynastej, kiedy dzieci wróciły ze szkoły i powiedziały, że nie ma w domu mamy.
Kobieta relacjonuje, że razem z Janem oraz babcią dzieci obserwowali sytuację z okna, nie zdając sobie jeszcze sprawy z powagi tego, co się dzieje.
Po krótkim czasie na miejscu pojawiła się siostra Beaty, Katarzyna, która od razu podjęła konkretne działania mające na celu odnalezienie zaginionej.
Partnerka Klimka zaznaczyła, że około godziny czternastej Jan ponownie wyszedł z domu, tłumacząc to koniecznością powrotu do banku i dokończenia niezałatwionych wcześniej spraw.
Podkreśliła, że nie było to dla niej nic dziwnego, ponieważ często zdarzało się, że musieli wracać w związku z kolejkami lub brakującymi dokumentami.
Z biegiem czasu jednak jej zaufanie do Jana zaczęło słabnąć, a w jej głowie zaczęły pojawiać się coraz bardziej niepokojące pytania.
Przyznała, że początkowo była absolutnie pewna, że jej partner nie ma nic wspólnego ze zniknięciem Beaty, ale teraz nie może już tego wykluczyć.
Dla niej momentem przełomowym było tajemnicze zniknięcie Jana, który przez trzy dni nie dawał znaku życia i nie informował jej, gdzie przebywa.
Wiedział o tym jedynie jego ojciec, natomiast próby dowiedzenia się czegoś od wspólnych znajomych nie przyniosły żadnych rezultatów, a Jan nie wykazywał chęci wyjaśnienia sprawy.
Jak przyznała, w czasie pierwszych przesłuchań była gotowa przysiąc, że Jan nie mógł mieć z tym nic wspólnego, ale z perspektywy czasu nie potrafi już być tego pewna.
Zapytana, czy podejrzewa go o udział w zaginięciu Beaty, odpowiedziała w sposób wymijający, twierdząc, że nigdy nie zadała mu tego pytania wprost, lecz jej wątpliwości z dnia na dzień rosną.
Z jednej strony chciałaby wciąż wierzyć, że Jan mówi prawdę, ale z drugiej nie potrafi już zaufać mu w pełni.
Na zakończenie dodała, że jej jedynym pragnieniem jest, by Beata wreszcie się odnalazła – niezależnie od tego, czy żywa, czy martwa – bo tylko wtedy można będzie zacząć domagać się sprawiedliwości wobec osoby, która stoi za tym dramatem.